To będzie osobisty tekst, inny być nie może, bowiem staję tu przed Państwem w jakiejś poetyckiej prawdzie o sobie samej, a występuję w dwóch rolach: piszącej i – może nade wszystko – czytającej. I od tej roli czytelniczki chciałabym zacząć. Ona wydaje mi się ważna i bez niej nie istniałabym jako osoba, która odważa się na to, żeby pisać. Namysł nad tym prowadzi mnie do szkolnych lektur poezji. Wtedy, szczególnie w czasie licealnego mierzenia się z poezją, zachęcano nas (drogą przymusu) do czytania wierszy klasyków. I wśród czytanych byli Czesław Miłosz, Wisława Szymborska, Tadeusz Różewicz, Zbigniew Herbert i – to już w ramach lektur dodatkowych, samodzielnie wybieranych – Tadeusz Nowak. Mogłabym napisać, teraz, po wielu, wielu latach, że te lektury mnie ukształtowały. Jako nastolatka wiele z nich wynosiłam. Uposażały mnie na czytelniczą i pisarską przyszłość. Szczególnie intrygujący był dla mnie wtedy Czesław Miłosz, ten już wówczas – w moim poczuciu – stary, zasłużony, owiany sławą poeta. Czytałam jego wiersze i rozpoznawałam w nich wątpliwości, które miałam jako osoba szykująca się do wykonania kroku z małej beskidzkiej wsi w wielką,